Dzisiaj brak recenzji!
W ostatnim czasie namnożyło mi się kosmetyków, jednak kompletnie nie mam czasu na dokładniejsze ich opisanie. Myślałam, że pobyt u mojego cudownego faceta będzie lekki i pełen wrażeń, które chętnie Wam opiszę. Przeżyć nie brakuje, ale nie nadają się one do opisywania, chociaż w ostatnim czasie wszystko kręci się wokół nich.
Pisanie odkładałam, ale w końcu trzeba się przełamać.
Jednym z najmilszych momentów ostatnich dni był koncert Hugh Laurie'go. Kilka godzin świetnej muzyki, cudowna atmosfera i najważniejsze - odcięcie od świata zewnętrznego. Muszę przyznać, że do całej imprezy podeszłam dosyć sceptycznie. Na facebook'u znalazłam informację z których wynikało, że Hugh nie życzy sobie zbyt dużego kontaktu z widzami, a pewna część widowni chciała mu się wręcz naprzykrzać. Pod wejściem do Sali Kongresowej zastaliśmy ogromną kolejkę, odebrano nam butelki z czymś do picia, a moja torebka została przeszukana. Na koncert przyszła bardzo zróżnicowana wiekowo i mentalnie publiczność. Przyznaję się bez bicia- pierwszy raz usłyszałam piosenkę Laurie'go w dniu koncertu, a mój facet, chociaż posiadał płytę artysty, to głównie chciał zobaczyć Dr. Housa na żywo. Za naszymi plecami jakiś mężczyzna komentował sobie ludzi naszego typu (teatralny szept jego żony "ale kochanie, ja też w życiu nie słyszałam jego piosenek") i tak sobie mija czas.
Pół godziny spóźnienia.
Ludzie w kolejkach wciąż stoją.
Ochrona wyprasza fanów stojących pod sceną.
Nagle ciemność.
Hugh wchodzi.
BUM!
Cała sala pojaśniała od fleszy.
Tak... Musieli bardzo dokładnie sprawdzać ludzi (obowiązywał zakaz robienia zdjęć).
No cóż, hipokrytką nie będę, sama też zdjęcia robiłam, ale przynajmniej ten głupi flesz wyłączyłam. Po pewnym czasie te światełka zrobiły się naprawdę uciążliwa.
(fotki z telefonu, więc super jakości nie ma)
Wraz z pierwszymi komentarzami Laurie'go cały mój sceptycyzm minął.
Okazało się, że mężczyzna jest niesamowicie zabawny, ma duży dystans do siebie i reaguje na zachowania publiczności. Muzyka - cudowna. Ludzie - szaleni i pełni entuzjazmu. Podczas kilku piosenek wszyscy wstali, parę osób tańczyło w przejściu, a na twarzach artystów widać było szczere uśmiechy. Laurie dostał kilka róż oraz butelkę whisky.
Mimo że zapowiadano, iż Hugh nie będzie rozdawał autografów (bardzo napięty grafik), to jednak w drodze do autobusu znalazł na to czas.
Dzisiaj odpuściliśmy sobie jakieś duże wyjścia, skoczyliśmy tylko na chwilę do parku, ale atmosferę oczywiście musiało nam coś popsuć. Z piwa w plenerze nic nie wyszło.
A teraz pytanie do WAS!
Wybiera się ktoś na HUSH Warsaw w tę niedzielę? ;)
PS. Dziękuję ponad 50 osobom, które ostatniej nocy zainteresowały się moim kontem na instagramie i postanowiły mnie obserwować! ;*
x.o.x.o
Ale świetny outfit! :) Nie wiedziałam nawet, że Hugh daje koncerty ;o
OdpowiedzUsuńTHX;) BARDZO MI SIĘ PODOBA TWOJA SPÓDNICA
OdpowiedzUsuńmoże follow;)?
Nice post and thank you for you sharing. I am sure I will share your blog with all of my friend. At the same time, I will also like to invite you to visit my blog at http://1newbornbabyclothing.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńneonowa spódniczka jest piękna
OdpowiedzUsuńO. To musiał być interesujący wypad. Ja taką kontrolę przeszłam podczas wycieczki do Sejmu. Szło się zirytować.
OdpowiedzUsuńŚwietny strój!
Przyznaje że super zabawa na koncercie ;)
OdpowiedzUsuńAle śliczna torebka i spódniczka <3.
OdpowiedzUsuńFajnie musiało być :)
bardzo łądnie wyglądałaś!:)
OdpowiedzUsuńkoncertu zazdroszczę, sama byłam go bardzo ciekawa :) śliczna spódniczka!
OdpowiedzUsuńŁadna spódniczka ;d
OdpowiedzUsuńneonowa spódniczka jest piękna ;) pooozdrawiam! ;*
OdpowiedzUsuńPiękna spódniczka! :)
OdpowiedzUsuńKoncertu zazdroszczę, a Ty wyglądasz pięknie :D
OdpowiedzUsuńJa również zazdroszczę ;) chętnie bym na taki koncert się wybrała ;)
Usuńhttp://just-different-reality.blogspot.hk/2013/06/hush-zoo-i-co-by-tu-jeszcze.html?showComment=1373528774738#c1160947466189706692
OdpowiedzUsuń