wtorek, 18 czerwca 2013

Hush, zoo i co by tu jeszcze...

Moje lenistwo przejmuje nade mną kontrolę!
Wymówek jak zwykle mnóstwo, a wpisów na bloga brak. 
 Dzisiaj zawzięłam się i obiecałam sobie, że coś napiszę.




Zaległym tematem są targi Hush Warsaw. Pomysł zgromadzenia wielu młodych polskich projektantów w jednym miejscu wydał mi się świetny. Byłam, zobaczyłam i... uciekłam po 15 minutach. Tak cieszyłam się na tę wydarzenie modowe, ale gdy przyszło co do czego, to przeraził mnie tłum ludzi (znowu odzywa się głupia fobia), a na myśl, że miałabym przebierać się w "przymierzalniach" czyli kilku tkaninach na jakiś stojakach, kompletnie mnie zmroziło. Obejrzałam dwa stanowiska, które najbardziej mnie interesowały. Jestem szczerze zachwycona kostiumami marki Reformy. To nowa marka, która powstała dopiero w tym roku. Reklamują się: 
"Bielizna, którą trzeba eksponować. Kostiumy kąpielowe, które można nosić jako bieliznę.".
 Ciężko jest coś od nich kupić, na razie chyba tylko na różnych targach oraz stronie ShowRoom.




Druga marka to Cocoon.
" Tworzymy z myślą o kobietach odważnych, pewnych siebie, niezależnych, dbających o swój wizerunek i świadomych swojej kobiecości. Kobietach pełnych pasji i  spragnionych życia, które kochają modę i  poszukują w niej czegoś wyjątkowego i  niepowtarzalnego. Dlatego Cocoon to przede wszystkim wysoka jakość, perfekcja wykończenia, nowoczesne wzornictwo, unikatowość i oryginalność - to styl życia."
Ich ubrania są już łatwiej dostępne, na stronie możecie znaleźć katalog. 



Po obejrzeniu ich projektów na własne oczy i przekonaniu się, że rzeczywiście wyglądają tak dobrze jak na zdjęciach, powoli zastanawiam się nad zamówieniem kilku rzeczy. 
Po kwadransie na targach i zebraniu kilku darmowych gazetek,  chwyciłam mojego mężczyznę i uciekliśmy do ZOO.

 

Mówcie, że jesteśmy dziecinni, ale oboje mieliśmy wyjątkową radochę już od samego początku gdy oglądaliśmy misie chłodzące się w wodzie. Wychowałam się na wsi i kontaktu ze zwierzętami po prostu potrzebuję do życia tak jak tlenu
Niestety, gdy już byliśmy w drodze do wyjścia, nad naszymi głowami zderzyły się dwie burze i tak zaczęło się zalanie Warszawy. Schowaliśmy się pod daszkiem, mieliśmy nadzieję, że szybko przestanie padać. Jednak skończyło się na wezwaniu taksówki. Kompletnie przemoczeni, po długim staniu w korkach, dotarliśmy bezpiecznie do mieszkania ;)










Powolutku ogarniamy mieszkanie, przyszedł już płot do ogrodu, rozglądamy się za farbami i meblami, zapamiętujemy różne połączenia komunikacji miejskiej ;) Pod samą bramą osiedla mamy przystanek, a 20 minut spacerkiem dzieli nas od Wola Parku. Tam też upolowałam dwie sukienki ;)



Kochane, mam też pytanie do Was: może któraś z Was prenumeruje Vouge? Jeśli tak, to możecie mi podać jakieś szczegóły? ;)

Zapraszam na mojego instagrama <--

x.o.x.o.,
 

sobota, 8 czerwca 2013

Koncert oraz za dużo zamieszania

Dzisiaj brak recenzji! 
W ostatnim czasie namnożyło mi się kosmetyków, jednak kompletnie nie mam czasu na dokładniejsze ich opisanie. Myślałam, że pobyt u mojego cudownego faceta będzie lekki i pełen wrażeń, które chętnie Wam opiszę. Przeżyć nie brakuje, ale nie nadają się one do opisywania, chociaż w ostatnim czasie wszystko kręci się wokół nich. 
Pisanie odkładałam, ale w końcu trzeba się przełamać. 

Jednym z najmilszych momentów ostatnich dni był koncert Hugh Laurie'go. Kilka godzin świetnej muzyki, cudowna atmosfera i najważniejsze - odcięcie od świata zewnętrznego. Muszę przyznać, że do całej imprezy podeszłam dosyć sceptycznie. Na facebook'u znalazłam informację z których wynikało, że Hugh nie życzy sobie zbyt dużego kontaktu z widzami, a pewna część widowni chciała mu się wręcz naprzykrzać. Pod wejściem do Sali Kongresowej zastaliśmy ogromną kolejkę, odebrano nam butelki z czymś do picia, a moja torebka została przeszukana. Na koncert przyszła bardzo zróżnicowana wiekowo i mentalnie publiczność. Przyznaję się bez bicia- pierwszy raz usłyszałam piosenkę Laurie'go w dniu koncertu, a mój facet, chociaż posiadał płytę artysty, to głównie chciał zobaczyć Dr. Housa na żywo. Za naszymi plecami jakiś mężczyzna komentował sobie ludzi naszego typu (teatralny szept jego żony "ale kochanie, ja też w życiu nie słyszałam jego piosenek") i tak sobie mija czas. 
Pół godziny spóźnienia.
Ludzie w kolejkach wciąż stoją. 
Ochrona wyprasza fanów stojących pod sceną.
Nagle ciemność. 
Hugh wchodzi.
BUM!
Cała sala pojaśniała od fleszy.
Tak... Musieli bardzo dokładnie sprawdzać ludzi (obowiązywał zakaz robienia zdjęć). 
No cóż, hipokrytką nie będę, sama też zdjęcia robiłam, ale przynajmniej ten głupi flesz wyłączyłam. Po pewnym czasie te światełka zrobiły się naprawdę uciążliwa.

(fotki z telefonu, więc super jakości nie ma)

Wraz z pierwszymi komentarzami Laurie'go cały mój sceptycyzm minął. 
Okazało się, że mężczyzna jest niesamowicie zabawny, ma duży dystans do siebie i reaguje na zachowania publiczności. Muzyka - cudowna. Ludzie - szaleni i pełni entuzjazmu. Podczas kilku piosenek wszyscy wstali, parę osób tańczyło w przejściu, a na twarzach artystów widać było szczere uśmiechy. Laurie dostał kilka róż oraz butelkę whisky.
Mimo że zapowiadano, iż Hugh nie będzie rozdawał autografów (bardzo napięty grafik), to jednak w drodze do autobusu znalazł na to czas. 



Dzisiaj odpuściliśmy sobie jakieś duże wyjścia, skoczyliśmy tylko na chwilę do parku, ale atmosferę oczywiście musiało nam coś popsuć. Z piwa w plenerze nic nie wyszło.



A teraz pytanie do WAS!
Wybiera się ktoś na HUSH Warsaw w tę niedzielę? ;)


PS. Dziękuję ponad 50 osobom, które ostatniej nocy zainteresowały się moim kontem na instagramie i postanowiły mnie obserwować! ;*


x.o.x.o
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...